In all, Terminator: Dark Fate swiping from X-Men makes the homages full circle. Ironically, the timelines of both the Terminator and X-Men franchises grew so convoluted that by their similarly-titled most recent chapters, Terminator: Dark Fate and X-Men: Dark Phoenix, which were both released in 2019, the majority of fans rejected both films.
The originally planned ending of Terminator Salvation would have made it a much better movie, along with re-energizing the Terminator franchise. Following on the arrival of Judgment Day in 2003's Terminator 3: Rise of the Machines, 2009's fourth chapter in the Terminator saga would be the first in the series to take a deep dive into mankind's future battle against Skynet.
As of this posting, the Tim Miller-directed and James Cameron-produced Terminator: Dark Fate has earned $29 million domestic and $124 million worldwide following a disastrous global launch. The
Sarah, Dani, and Grace cross paths before a series of mysterious text messages leads them to Laredo, Texas, where an aged Terminator named “Carl” (Arnold Schwarzenegger) — the same T-800 responsible for murdering a teenaged John Connor (Edward Furlong, in a motion-capture performance) shortly after the events of T2 — lives with a
The return of Sarah Connor is great. She was there from the beginning and her absence was felt in previous installments. Overall this is a great movie and one that I hope can launch Terminator into a new renaissance be it through feature length films or streaming series’. Terminator: Dark Fate is a worthy successor to Terminator 2: Judgement Day.
330. 331. 332. Terminator: Dark Fate is 328 on the JustWatch Daily Streaming Charts today. The movie has moved up the charts by 697 places since yesterday. In Australia, it is currently more popular than Independence Day but less popular than Snowed Inn Christmas.
. W ostatnim tygodniu gruchnęły trzy niezwykle interesujące informacje z kinowego box office’u. Pierwsza dotyczyła Jokera, a konkretnie faktu, iż film Todda Philipsa wygenerował w kinach miliard dolarów przychodu. Przy niewielkim jak na hollywoodzkie warunki budżecie (ok. 50 milionów dolarów) uczyniło to Jokera jedną z najbardziej kasowych ekranizacji komiksów i najbardziej kasowym filmem tylko dla dorosłych (rating R) w historii. I to bez udziału rynku chińskiego, do którego Joker nie został dopuszczony. Druga informacja to wyniki finansowe najnowszego Terminatora. Szósta – acz udająca trzecią – część serii okazała się kompletną klapą. Kosztujący blisko 200 milionów dolarów film schodzi właśnie z ekranów kinowych na całym świecie. Przychód ze sprzedaży biletów wyniósł 233 miliony dolarów – ale producenci filmu dostaną najwyżej 2/3 tej kwoty (same kina też muszą zarobić – a za granicą również dystrybutorzy). Do tego należy doliczyć niebagatelne koszty marketingowe. Najbardziej ostrożne rachuby mówią o łącznej stracie sięgającej 100 milionów dolarów. I raczej nic nie wskazuje na to, aby film miał zyskać status kultowego i odrobić straty w sprzedaży DVD i Blu-Ray. No i w końcu trzecia wiadomość – po pierwszym tygodniu w kinach, reboot Aniołków Charliego zaliczył spotkanie z glebą tak piorunujące, że nie wszyscy zdołali się z tego otrząsnąć. Wpływy z biletów kinowych na całym świecie wyniosły ok. 28 milionów dolarów. Co gorsza, produkcja zadebiutowała na trzecim miejscu box office’u. Teraz może być tylko gorzej, i niewykluczone, że do końca listopada Aniołki znikną z ekranów kin. Jakie może być wyjaśnienie tego fenomenu? Bardzo proste – jeśli wierzyć amerykańskim portalom zajmującym się popkulturą. Otóż zadziałała tu ukryta nienawiść do kobiet. Ta potworna przypadłość na którą cierpią mężczyźni. Przypadłość wyjątkowo złośliwa, sprawiająca, że faceci nie dość, iż nie chcą chodzić do kina na filmy akcji z kobiecymi bohaterkami, to jeszcze telepatycznie zniechęcają do kinowych wypadów żeńską część widowni. Ba, przypadłość tak perwersyjna, że skrywająca się przez całe dekady, nakazująca tym samym ludziom chodzić do kina na pierwsze Terminatory i Aniołki Charliego, a ukazująca swą perfidną gębę dopiero pod koniec drugiej dekady XXI wieku. No bo jak to inaczej wyjaśnić? Jedno trzeba jednak remake’owi Ghostbusters oddać. Nie zrezygnował całkiem z elementów horroru. Naliczyłem w filmie przynajmniej cztery przerażające istoty. Ktoś mógłby powiedzieć, że może lepiej nie obrażać połowy widowni przed premierą filmu, sugerując – jak reżyser nowego Terminatora, czyli Tim Miller – że jeśli komuś nie spodoba się nowa żeńska bohaterka, to znaczy, że jest mizoginem. Troszkę to nastawia ludzi negatywnie, troszkę brzmi jak szantaż i troszkę odbiera ochotę na zakup biletu. Ktoś inny mógłby zauważyć, że stwierdzenia reżyserki Aniołków Charliego – skądinąd sympatycznej Elizabeth Banks – pełne pretensji o to, że zwiastun jej filmu nie został przyjęty hurraoptymistycznie, też raczej odstraszą widzów, niż zachęcą do dania filmowi szansy. Jeszcze ktoś inny stwierdziłby, że może lepiej nie polegać za bardzo na klace robione przez tzw. “access media” (czyli publikacje żyjące z dostępu do wytwórni hollywoodzkich), bo większość kinomaniaków wyczuwa przebijający z tych pism i serwisów internetowych fałsz. Nawet przeciętny widz domyśla się, że Jokerem straszono z niechęci wobec Todda Philipsa, a najgorszy chłam zbiera pozytywne recenzje za poglądy polityczne twórców, tudzież szczodrość producentów. Będą też tacy, którzy rzekną, że współczesne kino akcji obsadzające w rolach głównych kobiety wzoruje się nie na najlepszych dziełach gatunku, ale filmach, które ciężko nawet nazwać klasą B. Nie na Szklanej Pułapce, Predatorze, Terminatorze czy Obcym (ojej, czy dwa ostatnie filmy nie miały przypadkiem kobiecych protagonistek?), które koncentrują się na swoistej “drodze przez mękę” do ostatecznego triumfu, ale na najtańszych macho-produkcjach, które w latach 80. trafiały prosto na wideo, a sukces finansowy zawdzięczały tylko bardzo niskim kosztom produkcji. Współczesne heroiny nie naśladują wczesnego Bruce’a Willisa, czy nawet Arniego albo Stallone’a… ale późnego Stevena Seagala. I wiecie co ten ktoś mógłby jeszcze dodać? Otóż mógłby powiedzieć, że jeśli już film ma być pozbawioną głębszego przesłania fantazją na temat arcysilnej bohaterki, której nikt nie jest w stanie stawić czoła, to warto byłoby obsadzić w tej roli aktorkę, która nie wygląda na przedszkolankę. Skoro w Commando grał Schwarzenegger, nie Woody Allen, to chyba logiczne jest, że żeńska “power fantasy” pasuje raczej do Giny Carano niż Kristen Stewart. Ten moment, kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że film Tarantino ma więcej motywów gwiezdnowojennych niż nowe Gwiezdne Wojny. Nie wątpię, że pojawiłyby się też głosy zwracające uwagę na to, że te wszystkie wspaniałe nowe filmy promujące silne postaci kobiece, są po prostu głupie. Pełne dziur logicznych. Zupełnie jak gdyby scenarzyści i reżyserzy, usłyszawszy, iż siła motywów i przesłania filmowego jest ważniejsza od całkowitej spójności wątków, uznali, że to przyzwolenie na lenistwo i ogólną durnotę. Zupełnie jakby nie rozumieli efektu skali, nie mieli świadomości, że jedną czy dwie głupoty można przegapić, ale bombardowanie wylewającym się z ekranu brakiem sensu jest dla przeciętnie inteligentnego widza nie do wytrzymania. No więc nie wątpię, że pojawiłyby się właśnie takie głosy. Tak ludzie tłumaczyliby klapę żeńskiego rebootu Ghostbusters i fakt, że Gwiezdne Wojny jako marka w ciągu 4 lat straciły połowę swej wartości. W tym upatrywaliby przyczyn setek milionów dolarów strat, jakie poniosły wielkie studia i być może nieodwracalnych upadków popularnych niegdyś serii filmowych. Dlatego – twierdziliby – wszyscy uwielbiali Sarę Connor i Ellen Ripley – a nikt nie lubi Rey. Ale nie słuchajmy tych głosów. To jacyś mizoginii gadali.
terminator dark fate w kinach