Mirosław Kowalczyk Goryl Myszorka. Roman Bartosiewicz Doktor Jaskuła, pracownik Instytutu. Piotr Grabowski Heller. Ryszard Pracz Profesor Witecki. Pełna obsada serialu W labiryncie (1988) - Umiera narzeczony Ewy. Kobieta zaczyna pracować w Pracowni Farmakodynamiki Instytutu Farmakologii Klinicznej i zostaje świadkiem wielu intryg. W labiryncie – polski serial obyczajowy w reżyserii Pawła Karpińskiego, emitowany w Programie 2 TVP od 25 grudnia 1988 do 26 czerwca 1991. Pierwsza polska produkcja o cechach amerykańskiej opery mydlanej, przez TVP określana jest jednak najczęściej jako telenowela. Łącznie powstało 120 odcinków w dwóch seriach. Zobacz więcej na http://CELEBRYCI.wp.tv Aktor wspomina czasy, gdy występował w serialu "W labiryncie". Co pamięta z tego okresu? Jak zmieniła się praca na pl Uznawany za pierwszą polską telenowelę, "W labiryncie" cieszył się niewyobrażalną z dzisiejszej perspektywy oglądalnością. Pierwszy odcinek nadano dokładnie 30 grudnia 1988 roku. Losy bohaterów serialu, nadawanego do 1991 roku, śledziło nawet 16 mln widzów. W czym tkwił sekret "W labiryncie"? Provided to YouTube by Sony Music LocalW Labiryncie · Piotr FronczewskiPan Kleks W Kosmosie℗ 2002 Sony Music Entertainment (Polska) Sp. z o.o.Released on: 20 Mija właśnie 30 lat od premiery pierwszego odcinka „W labiryncie”. Przez ten czas zmieniło się w Polsce wszystko – także seriale. . "W labiryncie". Była najbardziej znaną polską stewardessą. Dziś ma 60 lat i nadal zachwyca wyglądem! "W labiryncie" to pierwsza polska telenowela, która gromadziła przed telewizorami miliony widzów. W rolę seksownej stewardessy Krystyny Duraj wcieliła się... 28 stycznia 2022, 14:55 Przyszli na pogrzeb, a w trumnie leżał obcy człowiek Do makabrycznej pomyłki doszło na Cmentarzu Komunalnym w Legnicy przy ulicy Wrocławskiej. W miniony poniedziałek pomylono trumny z ciałami, w wyniku czego w... 17 stycznia 2018, 10:43 Wyszedł z więzienia i przez rok gwałcił córkę ludzi, którzy go przygarnęli Gwałcił 17-latkę przez rok. Nie przyznaje się. Do kontaktów seksualnych miało dochodzić między styczniem, a grudniem ubiegłego roku. Mężczyzna nie przyznaje się... 6 lipca 2017, 9:30 Ten tekst przeczytasz w 11 minut Cenzura chciała, abyśmy poruszyli temat wyborów czerwcowych. Na spotkaniu powiedzieliśmy prezesowi telewizji, że zrobimy to, ale pod jednym warunkiem. Musimy dostać wynik wyborów z sześciotygodniowym wyprzedzeniem – wspomina reżyser serialu / ShutterStock Mija właśnie 30 lat od premiery pierwszego odcinka „W labiryncie”. Przez ten czas zmieniło się w Polsce wszystko – także seriale. Pędzimy gdzieś, na oślep wciąż…”. 30 lat temu słowa tej piosenki przyciągały tłumy przed telewizory. Każdy odcinek „W labiryncie” w TVP oglądało ok. 16 mln widzów. Ludzie wspominają ten serial z sentymentem, ale dziś nie zdobyłby już takiej popularności. – Pamiętam, że na nagranie tej piosenki mieliśmy bardzo mało czasu. Bardzo chciałem, aby zaśpiewał ją Grzesiu Markowski (wokalista grupy Perfect – red.), bo znamy się i lubimy od lat – mówi Paweł Karpiński, reżyser i współscenarzysta, który wraz z Wojciechem Niżyńskim tworzył serial „W labiryncie”. O muzykę poprosił autora Krzysztofa Marca, znanego z roli Krzysia z programu dziecięcego „Tik-Tak”. – Pojechałem do niego, wzięliśmy gitary i w jeden wieczór piosenka do tekstu Wojtka była gotowa. Ciekawostką jest to, że do dziś wersja oryginalna wciąż grana jest w mono – mówi Karpiński. Ostatecznie skromna ścieżka dźwiękowa została opracowana na syntezatorze Roland D-20. Dziś niejeden serialowy twórca nie odważyłby się na taki „szybki strzał”, a tytułowa piosenka – podobnie jak scenariusz czy obsada – musi przejść ostrą selekcję. W czasach, gdy powstawało „W labiryncie”, wszystko było jednym wielkim eksperymentem. Kontrakt na 13 odcinków Choć „W labiryncie” kojarzone jest dziś jako pierwsza polska telenowela, zgodnie ze standardami było jednak serialem rzeką. – Zawarliśmy umowę na 13 odcinków, a ostatecznie zrobiliśmy ich 120 – wspomina Karpiński. Ojcem chrzestnym produkcji był Józef Węgrzyn, któremu marzyło się, aby TVP 2 nadawała co tydzień jeden odcinek serialu o losach zwykłych Polaków. Pomysł podchwycił publicysta Janusz Rolicki, który zgłosił się do Karpińskiego i tak rozpoczęli trwającą ponad cztery lata przygodę. Prace nad „Labiryntem” rozpoczęły się w maju 1988 r., a zdjęcia ruszyły w październiku. Karpiński do współpracy zaprosił Wojciecha Niżyńskiego. To on wpadł na pomysł, aby akcja serialu działa się w czasie rzeczywistym, czyli żeby bohaterowie w tym samym momencie co wszyscy Polacy obchodzili Boże Narodzenie, zdawali maturę albo wyjeżdżali na wakacje. Emisja premierowego odcinka odbyła się 30 grudnia 1988 r. Ta data może dziś się wydać pewnym zaskoczeniem, bo premierowe odcinki zazwyczaj pokazywane są przez największe stacje wraz ze startem nowej wiosennej albo jesiennej ramówki. – Nie mieliśmy żadnego specjalnego założenia. Po prostu były już gotowe trzy odcinki, a telewizja podjęła decyzję, że zaczyna emisję. Scenariusze mieliśmy napisane na dwa miesiące do przodu, odcinki zrealizowane i zmontowane zostały trzy tygodnie przed emisją. Ograniczaliśmy się, jeśli chodzi o ilość lokalizacji, bo sprzęt był ciężki i trudno go było przewozić. Pozwoliliśmy sobie na jeden eksperyment: kręciliśmy sceny kilkoma kamerami – wspomina Karpiński. Większość serialowych dekoracji powstała w starym kinie w Rembertowie, tam też kręcono pierwsze zdjęcia. Akcja „W labiryncie” toczyła się w środowisku warszawskich farmaceutów, lekarzy, naukowców i biznesmenów. Główną bohaterką była Ewa Glinicka, która po śmierci narzeczonego rozpoczęła pracę w Pracowni Farmakodynamiki Instytutu Farmakologii Klinicznej. Trwały tam prace nad preparatem o nazwie Adoloran. – Czasem ludzie mówią mi żartem, że gdyby ten cudowny lek, jakim miał być Adoloran, został wprowadzony na rynek, stałby się remedium na troski Polaków – śmieje się Karpiński. Popularność, która łechtała ego Na planie spotkali się znani aktorzy i debiutanci. Polacy mogli zobaczyć gwiazdy, Leona Niemczyka, Marka Kondrata, Barbarę Horawiankę czy Małgorzatę Lorentowicz. Zaś młode pokolenie – Jan Jankowski, Piotr Skarga, Jowita Budnik (wówczas jeszcze Miondlikowska) czy Dariusz Kordek – dzięki tej produkcji zdobyło popularność. – Wspominam tamten czas i serial fantastycznie. Właśnie skończyłem szkołę teatralną i to był mój debiut telewizyjny. Miałem szansę uczyć się od najlepszych – wspomina Kordek. Grał lekkoducha i przystojniaczka, który pod wpływem życiowych wydarzeń staje się powoli fajnym, dojrzałym i odpowiedzialnym facetem. – Marek z playboya zmienia się we w miarę cywilizowanego gościa. To z pewnością chwytało za serce widownię, zwłaszcza jej kobiecą część. A co do amanta? Nigdy się nim nie czułem, choć zdarzały się sytuacje, w których byłem tak traktowany. Czasem rzeczywiście słyszałem, że ktoś krzyczy „O! Mareczek”. To łechtało moje ego, ale nie byłem na to w ogóle przygotowany. Nikt nas nie uprzedzał i my sami też nie byliśmy świadomi tego, że stajemy się aż tak popularni – opowiada. Nie każdemu ta popularność sprawiała przyjemność. Po latach grająca główną rolę Agnieszka Robótka-Michalska w książce „Gdzie są gwiazdy z tamtych lat?” stwierdziła, że serial zrobił jej dużo krzywdy, bo wszyscy oceniali ją przez pryzmat biednej, pokrzywdzonej przez los kobiety. Popularność nie zagwarantowała jej ani kolejnych głównych ról, ani pieniędzy. To ona jako pierwsza odeszła z serialu, a scenarzyści musieli zmierzyć się ze zniknięciem jej bohaterki. Teraz jest to na porządku dziennym, kiedyś było novum. – Zostawiliśmy jej otwartą furtkę i wysłaliśmy do Szwecji. Bohaterka co prawda wróciła, ale zagrała ją już inna aktorka – mówi Karpiński. Nie wszyscy aktorzy, którzy dostali propozycję pojawienia się w serialu, z niej skorzystali. Początkowo w rolę żony bohatera granego przez Marka Kondrata miała się wcielić Grażyna Barszczewska. – Najpierw była na tak, ale potem się wycofała. Nie pasowała jej ta konwencja, być może czuła strach przed nowym i nieznanym. Nie naciskaliśmy. Uratowała nas z ogromnym sukcesem Sławomira Łozińska – opowiada Karpiński. Dziś taka sytuacja raczej nie miałaby miejsca. – Większość aktorów nie odmawia. Zrozumieli, jak wielką szansą jest pokazanie się w serialu, który ma dużą oglądalność. Młodzi z kolei wiedzą, że na planie mogą się wiele nauczyć. Wiedzą, że to w żadnym wypadku nie jest format, który zamyka drogę do innych projektów – uważa Ilona Łepkowska, scenarzystka nazywana królową polskich seriali, która pracowała przy takich produkcjach jak „M jak miłość”, „Klan”, „Na dobre i na złe” czy „Barwy szczęścia”. Karpiński wspomina, że byli też tacy, którzy bardzo chcieli zagrać we „W labiryncie” ze względu na ciekawą rolę albo chęć zmiany ekranowego wizerunku.– Bardzo się bałem, że Marta Klubowicz, której zaproponowałem postać Doroty Wanat, nie będzie chciała zagrać młodej kobiety, która utyka na jedną nogę. Moje obawy były bezpodstawne. Marta była przeszczęśliwa, bo jak tłumaczyła, zawsze lubiła „grać ułomności”. Gdy jej bohaterka przechodziła operację, cała Polska trzymała za nią kciuki. Z kolei Wiesław Drzewicz chciał się odciąć od postaci Gargamela, którego po mistrzowsku zdubbingował w serialu o Smerfach. Świetnie napisana postać statecznego, światłego, obdarzonego dużym poczuciem humoru Leona Guttmana szybko podbiła serca widzów – dodaje Karpiński. Transformacja ustrojowa na ekranie W 1989 r. działała jeszcze cenzura, ale urzędnicy nie wtrącali się zbytnio do serialu. W pewnym momencie pojawiła się jednak pewna sugestia. – Chciano, abyśmy poruszyli temat nadchodzących wyborów czerwcowych. Na spotkaniu powiedzieliśmy prezesowi telewizji, że zrobimy to, ale pod jednym warunkiem. Musimy dostać wynik wyborów z sześciotygodniowym wyprzedzeniem. Prezes był przekonany, że to żart. Wyjaśniliśmy, że z takim wyprzedzeniem kręciliśmy serial. Ten argument wystarczył i więcej nie podsuwano nam podobnych pomysłów – wspomina Karpiński. Dodaje, że cenzura wciąż jest obecna. – Zmieniła jedynie oblicze. Dziś nie jest polityczna, a finansowa. Nie ma pieniędzy, nie ma filmu, nie ma dystrybucji – uważa. Co zadecydowało o tym, że „W labiryncie” wspominane jest z tak ogromnym sentymentem? Zdaniem Ilony Łepkowskiej po pierwsze, był to pierwszy tego typu serial, a po drugie – jego bohaterowie przeżywali to samo co widzowie przed ekranem: obchodzili święta lub wyprawiali dzieci do szkoły. Prowadzenie fabuły równolegle z czasem rzeczywistym było w Polsce zabiegiem nowatorskim. – U nas nikt tak wcześniej nie robił. Dzięki temu skracało się dystans do widzów. Było jednak też pewne ryzyko, gdyby coś się posypało. Przede wszystkim jednak Paweł Karpiński i Wojtek Niżyński to bardzo zdolni twórcy i stworzyli niezwykle ciekawe postaci oraz intrygi. Ja sama wiele się od nich nauczyłam – wyjaśnia. Doktor Karol Jachymek, kulturoznawca i filmoznawca z Uniwersytetu SWPS w Warszawie, wymienia jeszcze dwa elementy, które zadecydowały o fenomenie tego serialu. – Po pierwsze, wyrósł on na popularności tego, co w tamtych czasach przychodziło do nas z zagranicy. Najpierw „Niewolnica Isaura”, potem mydlane opery takie jak „Dallas”, a potem „Dynastia”. Po drugie, warto pamiętać, że „W labiryncie” pokazywało zmieniającą się polską rzeczywistość. Bohaterowie, podobnie jak Polacy, mieli do czynienia z transformacją obyczajowo-ustrojową – wyjaśnia. Dobrym tego przykładem jest chociażby scena, w której serialowa Renata (Anna Chodakowska), prowadząca z ojcem kwiaciarnię, pokazuje mu sztuczne kwiaty i próbuje namówić, aby rozszerzyli ofertę o sprowadzane z Holandii wykonane z jedwabiu wiązanki i bukiety. Serialowa młodzież popijała coca-colę ubrana w dresy z Myszką Miki. – Bohaterowie, podobnie jak każdy obywatel, zachłystywali się dobrami z Zachodu, zmieniali pracę, bo ich państwowe zakłady były likwidowane, lub szukali pomysłu na dochodowy biznes – mówi dr Jachymek. Tłumaczy, że sukces takich seriali jak „W labiryncie” czy realizowany od 1998 r. i emitowany do dziś „Klan” polega właśnie na tym, że odbijają ideologię dominującą i charakterystyczną dla danej rzeczywistości. – Chodzi o świat z jego normami, wartościami, które w danej grupie są uznane za te najbardziej odpowiednie i właściwe. To wartości czasem mocno konserwatywne, ale przeciętny widz to właśnie lubi – mówi. Dodaje, że z telewizyjnego punktu widzenia seriale – zarówno te produkowane przez TVP, jak „Klan”, „M jak miłość”, „Barwy szczęścia”, jak i przez stacje komercyjne, np. „Na Wspólnej” czy „Pierwsza miłość” – są odpowiednio usytuowane w ramówce, często w prime time, a więc w godzinach największej oglądalności. – Nawet jeśli niektórych śmieszy, że kobiety ze zwykłych polskich rodzin śniadanie podają na porcelanowej zastawie i od rana chodzą w szpilkach, to i tak serialowych bohaterów lubią. A może właśnie dlatego lubią ich bardziej, bo chcieliby żyć w takim eleganckim otoczeniu – tłumaczy Jachymek. Nietrudno jednak zauważyć, że dziś polskie seriale wyglądają zupełnie inaczej. – Nasze rodzime produkcje zmieniają się, jeśli chodzi o tematykę, obyczajowość, zachowania bohaterów – mówi Łepkowska. Przyznaje, że to wszystko podyktowane jest niczym innym, jak zmieniającymi się oczekiwaniami widzów. – Ludzie chcą seriali robionych z rozmachem, z dużymi budżetami. Zależy im na gatunkowej różnorodności – uważa. Jej opinię podziela Paweł Jurek, scenarzysta, który pracował przy produkcji „Na Wspólnej”, a obecnie przy „Barwach szczęścia”. Jego zdaniem zarówno fabuła, jak i narracja wciąż ewoluują. – Mam wrażenie, że seriale zmieniają się i gonią do przodu cztery razy szybciej niż prawdziwe życie. Widownia mocno przyspieszyła. Żąda emocji, wielowątkowych opowieści – mówi. Uważa, że świat klasycznych seriali zmienił się, odkąd pojawiły się docu-soap. – Nie obrażając nikogo, osoby, które tworzą te produkcje, to trochę tacy scenarzyści amatorzy. Jest ich na rynku coraz więcej, są przysposobieni do zawodu i przenoszą na ekran rzeczywistość jeden do jednego. Nie ma w ich pracy subtelności, fabuła żywi się głównie drastycznymi sytuacjami, wypadkami, intrygami, bazuje na ludzkim nieszczęściu. Widz zaczął więc wymagać, by i w czysto fabularnej produkcji działo się coraz więcej i więcej – wyjaśnia. Śmierć w kartonach Paweł Jurek zwraca uwagę, że gdy powstawał serial „W labiryncie”, widzowie często mylili to, co dzieje się na ekranie, z rzeczywistością. Stąd brały się życzenia szybkiego powrotu do zdrowia dla Marty Klubowicz czy wyrazy współczucia po śmierci narzeczonego dla Agnieszki Robótki-Michalskiej. Gdy w serialu „M jak miłość” Hanka Mostowiak, grana przez Małgorzatę Kożuchowską, najpierw wjechała w stertę kartonów, a później umarła w szpitalu niedługo po tym, jak lekarze stwierdzili u niej tętniaka mózgu, przed telewizorami zasiadło 8,4 mln widzów. Dosłownie kilka chwil po emisji w internecie rozpoczęła się sprzedaż kawałków kartonów, w które rzekomo miała wjechać Hanka, oraz samochodu, który „zagrał” w tej scenie. Dziennikarze jednego z tabloidów wyruszyli z kolei na poszukiwania grobu Hanki Mostowiak. – Tę śmierć jako tako udało się utrzymać w tajemnicy, mimo że się o niej mówiło, telewizja pokazywała zajawki tego odcinka, a gazety rozpisywały się na temat tego wątku, widzowie nie do końca wiedzieli, jak Hanka zginie, i pewnie dlatego oglądalność była tak wysoka. Moim zdaniem nie najlepiej to wyszło, ale ja tego nie pisałam – mówi Łepkowska. Widzów poruszyła także śmierć Ryśka Lubicza z „Klanu”. W szpitalu, do którego trafił po zawale serca, został napadnięty przez złodziei, podczas upadku mocno uderzył się w głowę i zmarł. Odcinek ten wyemitowano 22 lutego, co pełniło swego rodzaju edukacyjną rolę, bo to dzień upamiętniający ofiary przestępstw. – Rysiek, a właściwie Piotr Cyrwus, chciał już rok wcześniej odjeść z produkcji. Wspólnie ustaliliśmy, jak to zrobimy, by wszystko pasowało do fabuły – wyjaśnia Karpiński. Dodaje, że bardzo przykra sytuacja miała miejsce również we „W labiryncie”. Z tą tylko różnicą, że Mieczysław Voit, wcielający się w rolę ojca Marka, zmarł naprawdę. – Wiedzieliśmy, że choruje, i taki wątek pojawił się w serialu. Potem w momencie, gdy to się stało naprawdę, powstała scena, w której ginie w wypadku samochodowym, podczas podróży na ślub swojego syna – mówi Karpiński. Dziś widzowie nie przeżywają już tak mocno zniknięcia ulubionych aktorów z serialu. – Nie jest to już dla nich tragedia. Portale plotkarskie i pisma poświęcone serialom sprawiły, że są bardziej świadomi. Domyślają się, że postać umiera albo wyjeżdża za granicę, bo aktor chciał odejść z produkcji. Patrzą na to z przymrużeniem oka. Jeśli takich szybkich zwrotów akcji nie, to się nudzą, a oglądalność spada o kilka tysięcy – mówi Paweł Jurek. Scenarzyści nie mają hamulców Czy to znak, że era seriali rzek powoli dobiega końca? – Owszem, schodzą na drugi plan, ale to nie oznacza, że nie będzie ich w obecnej formie. To prawda, że widzowie żyją szybciej i nie mają czasu, by codziennie o tej samej porze usiąść przed telewizorem i zobaczyć jeden odcinek. Chcą mieć serial, który obejrzą w dwa wieczory na Netfliksie lub na DVD. Współczesny młody widz ucieka jednak od tasiemców, wytrzymuje co najwyżej kilka sezonów maksimum trzynastoodcinkowego serialu – tłumaczy Łepkowska. Ogromnym sukcesem, twierdzi, jest to, że „M jak miłość” czy „Barwy szczęścia” utrzymują się od tylu lat na rynku. – Olbrzymią trudnością jest to kontynuować, wymyślać nowe wątki. Ma się wrażenie, że wszystko już było. Każdy problem: choroba, zdrada, rozwód, narodziny – mówi. Zdaniem Ilony Łepkowskiej zmieniają się nie tylko widzowie, ale i scenarzyści. – Nie mają ograniczeń. Wiedzą, że wszystko można napisać. My, starsze pokolenie scenarzystów, byliśmy w pewnego rodzaju niewoli. Ograniczały nas niski budżet i dekoracje zbudowane na hali. Pora emisji serialu nie pozwalała z kolei na brzydkie wyrazy czy kontrowersyjne tematy. Oni są bardziej wolni i ja im tej wolności, przyznam szczerze, zazdroszczę – mówi. Tłumaczy, że choć teoretycznie można było opowiadać o wszystkim, to seks lub narkotyki na ekranie były nie do pomyślenia. – Mamy teraz serial „Ślepnąc od świateł”, którego bohaterem jest diler. Jak my poruszaliśmy w naszych serialach ten temat, to musieliśmy się potwornie nagimnastykować, żeby to, co pokażemy, nie było formą zachęty dla młodego widza do zarabiania w ten sposób na życie – wyjaśnia. Zdaniem Pawła Jurka świat seriali idzie właśnie w tę stronę. – Silnych, mocnych emocji, drastycznych i zagadkowych historii. Taka panuje moda. Podobnie było z literaturą i wysypem kryminałów. W branży serialowej mamy tendencję do – jak ja to mówię – seriali kryminalno-obyczajowych osadzonych poniekąd w rodzinnych realiach, w których źli są albo popełniają zbrodnie najbliżsi – mówi. Magazyn DGP z 28 grudnia 2018 r. / Dziennik Gazeta Prawna Czy to główny powód, dla którego popularność zdobywają takie produkcje jak „Rojst”, „Krew z krwi” czy wspomniane „Ślepnąc od świateł”? – Ta ostania, wyreżyserowana przez Krzysztofa Skoniecznego, porusza kontrowersyjny temat, ma świetną obsadę i formę, która zbliża ją do popularnych seriali zagranicznych z płatnych stacji. To jest właśnie to coś. Uważam, że jeśli społeczeństwo dyskutuje o polskim serialu więcej niż o zagranicznym, to zawsze mu to dobrze robi. Nie musi się podobać. Ważne, że jest ruch w branży, że coś się zmienia, że wśród nowych twórców pojawia się świeża krew – uważa Łepkowska. I szczerze wyznaje, że sama takiego serialu nie napisze. – Jestem na to już trochę za stara, mam swój sposób pracy, którego też pewnie nie zmienię i nie za bardzo mam na to ochotę. Myślę, że powoli nadchodzi czas, aby ustępować miejsca młodszej generacji – stwierdza. Cenzura chciała, abyśmy poruszyli temat wyborów czerwcowych. Na spotkaniu powiedzieliśmy prezesowi telewizji, że zrobimy to, ale pod jednym warunkiem. Musimy dostać wynik wyborów z sześciotygodniowym wyprzedzeniem – wspomina reżyser serialu Zobacz więcej UWAGA! Minęło 4761 dni od ostatniej odpowiedzi w tym temacie. Może być już ciut przeterminowany ;) muzyka z seriali Strona:1 Dodaj odpowiedź klin +45 wymiatacz Miejscowość: Wrocław Wiadomości: 445 #2 2008-01-08 21:39 Spróbuj ściągnąć stąd: http://[treści naruszające prawa autorskie]/ Oceń wiadomość: 0Tak 0Nie Cytuj #4 2009-07-09 10:17 a ja szukłabym takiej muzyczki co leci czasem podczas filmu, taka wesoła jest, nie ta taka ponura co pokazują instytut... Oceń wiadomość: 0Tak 0Nie Cytuj #5 2009-07-16 19:26 jeszcze jedna prośba. W 40którymś odcinku jak siostra Ewy jechała taksówką Mercedesem do swojego ojca leciała w środku taka piosenka, dośc chyba znana, coś w rodzaju ODEOOON, pa pap pa ODEOON ... (taka dyskotekowa)Poszukuję tej piosenki, chociaż tytuł. Oceń wiadomość: 0Tak 0Nie Cytuj muzyka z seriali W labiryncie Strona:1 Dodaj odpowiedź Statystyki tematu "W labiryncie" Ocena 9 na 10, liczba ocen: 6, wyświetleń 8037 Popularne słowa kluczowe w labiryncie muzyka, labirynt serial muzyka, muzyka z seriali w labiryncie, piosenka z filmu w labiryncie, piosenka z serialu w labiryncie, serial w labiryncie piosenka, soundtrack w labiryncie, teledysk z labiryntem i szczur, w labirncie muzyka, w labiryncie piosenka, w labiryncie sciezka dzwiekowa chomikuj, w labiryncie serial piosenka, w labiryncie soundtrack [ Wygenerowano w sec, liczba zapytań do bazy danych: 9 ] Muzyka i piosenki z reklam, motywy i theme z filmów, nutka (nuta) ścieżka dźwiękowa i soundtrack z nowej reklamy, seriale telewizyjne, nowości muzyczne, dvd, pomoc w znalezieniu piosenki: tytułu i wykonawcyPartnerzy: Cięcie layoutów Lista użytkowników Regulamin Polityka prywatności Kontakt i reklama Google+ - Nagrywając muzykę do tego serialu, zwłaszcza do scen dancingowych, prosiłem świetnych jazzmanów, żeby grali tak, jakby byli troszkę pijani – wspominał Włodzimierz Korcz, który skomponował muzykę do "07 zgłoś się" - Dla mnie liczył się tylko Janek. Przelazłem przez płotek i podskoczyłem do swojego bohatera ze słowami: "Janku, Janku drogi, czy mógłbym cię prosić o autograf?". A on po prostu ryknął: "wypier***aj" i poszedł dalej – opowiadał Cezary Pazura o tym, gdy jako dziecko pojechał na plan serialu "Czterej pancerni i pies" Nagranie "Życie jest nowelą" zajęło Ryszardowi Rynkowskiemu niecałą godzinę. - Spotkaliśmy się i faktycznie demówka powstała w 40 minut. No i przez 10 lat ta demówka była piosenką otwierającą serial – zdradził wokalista w jednym z wywiadów "Na dobre i na złe" to dla wielu osób jedyny, obok "Matki, żony i kochanki", kontakt z twórczością Anna Jurksztowicz. Tymczasem jest to jedna z najważniejszych wokalistek w historii polskiej muzyki popularnej Włodzimierz Korcz, "07 zgłoś się" ("07 zgłoś się") Muzykę z popularnego "Borewicza" większość osób kojarzy z czołówką i niezapomnianą wokalizą Grzegorza Markowskiego. Dzięki oficynie GAD Records w 2015 roku został wydany pełny zapis ścieżki dźwiękowej serialu, którą skomponował Włodzimierz Korcz, a wykonali muzycy Orkiestry Rozrywkowej Polskiego Radia i Telewizji w Warszawie oraz kwartet smyczkowy z Orkiestry Polskiego Radia. Ilustracja muzyczna do "polskiego Bonda" to sentymentalna podróż do przełomu lat 70. i 80. - imponuje analogowym brzmieniem, kunsztownością orkiestracji i fantastycznym oddaniem "kryminalnego" nastroju dansingów i spelun z tamtego okresu. Jak wspominał Włodzimierz Korcz na falach radiowej Jedynki: "nagrywając muzykę do tego serialu, zwłaszcza do scen dancingowych, prosiłem świetnych jazzmanów, żeby grali tak, jakby byli troszkę pijani. Zależało mi, żeby brzmiało to wiarygodnie". Edmund Fetting, "Ballada o pancernych" ("Czterej pancerni i pies") Najbardziej znienawidzony serial przez obecną władzę, całkowicie zawładnął masową wyobraźnią w drugiej połowie lat 60. Wtedy każdy chciał być Jankiem Kosem, a co drugi pies wabił się Szarik. To z tego okresu pochodzi anegdota Cezarego Pazury, który jako dziecko pojechał na plan zdjęciowy "Pancernych" i usłyszał od Janusza Gajosa, żeby "wypier***ał". W związku z olbrzymią popularnością serialu, cała Polska nuciła także melodię skomponowaną przez Adama Walacińskiego, do której słowa napisała Agnieszka Osiecka. - Były jakieś dąsy, miano inne wyobrażenia o serialowym hicie. Uważano, że moja ballada będzie "za trudna". Rzeczywistość zakpiła z gustów owych sceptyków. Zupełnie nie zdawałem sobie wówczas sprawy, że piszę przebój. Napisałem ją szybko, bo co tu dumać długo nad prostą melodią – opowiadał w jednym z wywiadów prof. Walaciński, zapytany o to, czy rzeczywiście kierownictwo produkcji nie było początkowo zadowolone z "Ballady o pancernych". Ryszard Rynkowski, "Życie jest nowelą" ("Klan") Obiekt nieskończonej liczby żartów i remiksów, a równocześnie prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalna czołówka w historii polskich produkcji telewizyjnych jest dziełem Krzesimira Dębskiego (kompozycja), Jacka Cygana (tekst) oraz Ryszarda Rynkowskiego (wykonanie). "Życie jest nowelą" towarzyszy widzom od pierwszego odcinka "Klanu", którego emisja miała miejsce we wrześniu 1997 roku. Nie wszyscy wiedzą, ale nagranie tej piosenki zajęło Ryszardowi Rynkowskiemu niecałą godzinę. - Krzesimir zadzwonił do mnie, bym to ja ją zaśpiewał. Spotkaliśmy się na nagranie i faktycznie demówka powstała w 40 minut. No i przez 10 lat ta demówka była piosenką otwierającą serial – zdradził kiedyś wokalista w rozmowie z dziennikarzem. Anna Jurksztowicz, "Na dobre i na złe" ("Na dobre i na złe") Krzesimir Dębski odpowiedzialny jest za jeszcze jeden przebój, kojarzony z popularnym "tasiemcem" telewizji publicznej. Mowa rzecz jasna o piosence "Na dobre i na złe", która od końca 1999 roku przez blisko pięćset odcinków towarzyszyła serialowi pod tym samym tytułem. W utworze słyszymy Annę Jurksztowicz, prywatnie żonę kompozytora. "Na dobre i na złe" dla wielu Polaków stanowiło jedyny, obok "Matki, żony i kochanki", kontakt z twórczością tej wokalistki, która zajmuje bardzo ważne miejsce w historii naszej muzyki popularnej. W 2012 roku serwis Screenagers wybierał "Polskie Piosenki Wszech Czasów", a "Stan pogody" Jurksztowicz znalazł się na drugim miejscu. Kuba Ambrożewski pisał wtedy: "kiedy w 1987 roku Maryla Rodowicz śpiewała o «polskiej Madonnie», bynajmniej nie miała na myśli siebie, a umęczoną życiem, biedną i upokorzoną «matkę Polkę». Anna Jurksztowicz była natomiast jak najdalej od takich zmartwień. Śpiewała przecież hipernowoczesny pop, oferujący słuchaczowi namiastkę amerykańskiego snu zamiast bolesnego zderzenia z rzeczywistością. Te eskapistyczne, taneczne, optymistyczne piosenki, pisane i produkowane przez sztab najwyższej klasy profesjonalistów i reprezentowane urodziwą twarzą blondwłosej wokalistki – wszystko to było tak modne, jak to tylko możliwe. Anna Jurksztowicz de facto była przez rok czy dwa polską Madonną [...]". Grzegorz Markowski, "W labiryncie ludzkich spraw" ("W labiryncie") Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o hicie z pierwszej polskiej opery mydlanej. Chodzi oczywiście o piosenkę lidera zespołu Perfect do serialu "W labiryncie", który na przełomie lat 80. i 90. gromadził co tydzień przed ekranami telewizorów nawet 16 mln widzów. Grzegorz Markowski miał zresztą przez całe życie szczęście, by pojawiać się wszędzie tam, gdzie powstawał serial, który w kolejnych latach osiągał kultowy status. Jeszcze zanim dołączył do Perfectu, odpowiadał za wokalizę w temacie muzycznym z "07 zgłoś się", a w 1998 razem z Liroyem przygotował piosenkę "Twoje miasto" z trzeciej serii "Ekstradycji". Novi Singers, "Wojna domowa" ("Wojna domowa") Trzy lata temu minęło pół wieku od czasu premiery pierwszego odcinka tego komediowego serialu w reżyserii Jerzego Gruzy. Nadal jednak trudno zdecydować, która piosenka z "Wojnie domowej" jest tą najlepszą. Nic dziwnego, skoro oprawa muzyczna tej produkcji to prawdziwy popis Jerzego Matuszkiewicza oraz mistrzów słowa, Ludwika Jerzego Kerna i Wojciecha Młynarskiego. Dość powiedzieć, że w serialu można było usłyszeć takie szlagiery jak "Nie bądź taki szybki Bill" czy "Tylko wróć". Ostatecznie stawiamy na utwór tytułowy, zaśpiewany przez wokalny zespół NOVI, który później wydał jedną z najważniejszych płyt w historii legendarnej serii "Polish jazz", czyli "Bossa Nova". Andrzej Rosiewicz, "Czterdzieści lat minęło" ("Czterdziestolatek") Jerzy Matuszkiewicz był odpowiedzialny również za muzykę z kolejnego hitu Jerzego Gruzy, serialu "Czterdziestolatek". Współpraca ponownie zaowocowała powstaniem piosenki, którą zna na pamięć cała Polska i to mimo upływu lat. - W pierwszym odcinku główny bohater obchodzi 40 urodziny. No to pomyśleliśmy sobie, że "40 lat minęło" będzie dobrym szlagwortem. No i potem zaczęliśmy ciągnąć ten tekst. Im późniejsza pora i szybciej krążące szklanki, tym bardziej perliste pomysły przychodziły nam do głowy. W zabawę włączyły się nasze żony i tak właściwie zrodził się cały pomysł – wspominał kompozytor. Ostatecznie napisanie tekstu powierzono Janowi Tadeuszowi Stanisławskiemu, a wykonanie Andrzejowi Rosiewiczowi. - Myśleliśmy o tym, żeby to było zaśpiewane na uśmiechu, żeby piosenka była lekko pastiszowa, a ponieważ on miał już jakieś tego typu nagrania, pomyśleliśmy o nim. I to był dobry pomysł – uzasadniał ten wybór Matuszkiewicz, który ma na koncie także muzykę do "Stawki większej niż życie" i "Janosika". Różni wykonawcy, "Sonda. Muzyka z programu TV" Na zakończenie mały "skok w bok", czyli odejście od seriali fabularnych i towarzyszących im evergreenów. Zamiast tego - oprawa dźwiękowa kultowego programu popularnonaukowego, w którym Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurka wprowadzali pokolenie późnego PRL-u w świat nauki i techniki. W tym miejscu po raz kolejny należą się brawa wydawnictwu GAD Records, które od lat z powodzeniem tropi i odkurza archiwa, wyciągając z nich kolejne "perły z lamusa". Największym dotychczas przebojem tej oficyny są właśnie dwie części kompilacji, na których zebrano tematy muzyczne z "Sondy". Te kosmiczne, retro-futurystyczne ilustracje powyciągane z muzycznych bibliotek sprzed 30 czy 40 lat stanowią prawdziwe arcydzieło polskiej "duchologii". "Zanurzona w wywarze wspomnień płyta Sonda ma nie tylko słodki posmak dzieciństwa, lecz także wytrawną nutę współczesnej awangardy", zachwycał się w swojej recenzji Robert Sankowski z Gazety Wyborczej. Reklama Agnieszka Robótka-Michalska największą popularność zyskała dzięki roli Ewy Glinickiej w telenoweli "W labiryncie". Serial oglądany przez miliony widzów w Polsce przyniósł młodej aktorce ogromną rozpoznawalność i perspektywę wielkiej kariery. Ona jednak niespodziewanie odeszła z produkcji. Po latach wyjaśniła dlaczego. Co dziś u niej słychać? Aktorka świętuje dziś 58. urodziny. Urszula i Tomasz Kujawski: „Mamy za sobą wiele zakrętów, ale na szczęście udało nam się pozbierać” Agnieszka Robótka-Michalska: dzieciństwo, początki kariery Agnieszka Robótka-Michalska przyszła na świat 12 czerwca 1964 r. w Warszawie. Miała bardzo nietypowe jak na ówczesne czasy dzieciństwo. Jej rodzice byli dyplomatami i gdy dziewczynka miała 9 lat, wyjechali całą rodziną do Brazylii, gdzie Agnieszka nauczyła się mówić biegle po portugalsku i francusku. Gdy wrócili po pięciu latach do kraju, nastolatka była pewna, że zostanie archeologiem. Tymczasem mama Agnieszki popychała córkę ku rozwijaniu nauki języków. Zależało jej na tym do tego stopnia, że złożyła w jej imieniu dokumenty do Instytutu Lingwistyki Stosowanej na UW. Agnieszka miała już wtedy na siebie zupełnie inny pomysł, zapragnęła zostać aktorką. Mama patrzyła wówczas na plany córki z dużą troską. "Nie dziwię się, że martwiła się o mnie, bo konkurencja była bardzo silna. Pamiętam, że podczas egzaminów udało mi się rozśmieszyć komisję. Dostałam za zadanie zagrać scenkę oprowadzania po Paryżu Kameruńczyka, który nie mówi w żadnym znanym mi języku. Kameruńczyka podegrał mi Marcin Troński. Cała komisja popłakała się ze śmiechu. Byłam najmłodsza na swoim roku. Miałam 17 lat" - wyznała aktorka w wywiadzie dla Rzeczywiście, będąc niespełna 18-letnią dziewczyną, która lepiej mówiła po francusku i portugalsku, niż po polsku, Agnieszka Robótka oczarowała komisję egzaminacyjną i dostała się na upragnione studia. Po latach opowiedziała, że był to dla niej bardzo intensywny, ale jednocześnie mocno rozwijający okres, w którym grywała głównie matki lub dzieci. Z wyjątkiem spektaklu dyplomowego, wyreżyserowanego przez Maję Komorowską, w którym wcieliła się w rolę staruszki. Fot. INPLUS/East News Agnieszka Robótka-Michalska: rola w serialu "W labiryncie" Aktorka po ukończeniu Akademii Teatralnej w 1986 roku zaczęła regularnie grać na deskach teatrów Dramatycznego i Nowego w Warszawie. Dwa lata później producenci telewizyjni postanowili stworzyć pierwszą polską produkcję na wzór amerykańskiej opery mydlanej. W ten sposób na antenie TVP zagościła telenowela "W labiryncie", w której pojawiła się znakomita obsada, Marek Kondrat, Leon Niemczyk, Dorota Kamińska, Piotr Skarga, Sławomira Łozińska czy Jowita Budnik. Ta bardzo wówczas nowoczesna forma filmowa spotkała się także z krytyką i dużym dystansem ze strony wielu innych cenionych aktorów, którzy z kolei odmówili zagrania w produkcji. "Decyzja zagrania w tym serialu nie była wcale tak oczywista. Wtedy aktorzy uczestniczyli w tzw. sztuce wyższej i wierzyli w swoje posłannictwo. A tu nagle opera mydlana", przyznała Marta Klubowicz, która w serialu wcieliła się w postać farmaceutki Doroty (cytat za Paula Rodak). Agnieszka Robótka-Michalska miała 24 lata, kiedy przyjęła rolę Ewy Glinickiej, jednej z głównych serialowych postaci, która musiała zmierzyć się z dramatyczną śmiercią swojego narzeczonego. Na przestrzeni czasu okazało się, że scenarzyści tworzyli wokół tej bohaterki szereg nieszczęśliwych sytuacji i wyzwań. Mimo że dzięki roli Ewy Glinickiej Agnieszka Robótka znalazła się u szczytu kariery (serial ściągał wówczas przed ekrany 15 milionów widzów!), po ponad 50 odcinkach aktorka poczuła, że ma dosyć. Zobacz też: W latach 80. była jedną z najpopularniejszych polskich aktorek. Jak potoczyły się losy Marty Klubowicz? Fot. INPLUS/East News Agnieszka Robótka-Michalska porzuciła rolę w popularnym serialu W 1989 roku serialowa Ewa Glinicka podjęła decyzję o odejściu z produkcji, będąc tym samym pierwszą aktorką, która zdecydowała się w polskim świecie filmowym na tak radykalny krok! Była u szczytu kariery, jej rola była rozpisana na wiele kolejnych odcinków, innymi słowy, znajdowała się w bardzo bezpiecznym miejscu — finansowo i zawodowo. Mimo to postanowiła zaryzykować. Zapytana kilka lat temu w programie Dzień dobry TVN o powód swojej decyzji, odpowiedziała: "Po pierwsze: bo tak mi się ułożyło życie. Miałam okazję wyjechać za granicę i skorzystałam z tego. A po drugie, moja postać się nie rozwijała, musiała być nieszczęśliwa. Tak jak mi to mówili scenarzyści: widzowie kochają, że Ewa jest nieszczęśliwa. Więc ja wiedziałam, że i w 70., i w 80. odcinku moja postać będzie miała znowu pod górkę. I trochę mnie to znudziło". Z kolei w wywiadzie dla Agnieszka Robótka-Michalska przyznała, że rzeczywiście była znana, zyskała bardzo dużą rozpoznawalność, ale nic więcej się z tym nie wiązało. "Ani pieniądze, ani wielkie role", dodała. "Serial zrobił mi dużo krzywdy, bo wszyscy oceniali mnie przez pryzmat Ewy. Możliwe, że po moim odejściu z serialu, nikomu nie pasowałam do żadnej roli. Widocznie tak musiało być. Sama nie chciałam grać więcej w telenoweli i powielać postaci biednej, skrzywdzonej kobiety wiecznie w ciąży" - powiedziała aktorka w tej samej rozmowie dla Zobacz też: Była dziecięcą gwiazdą PRL-u. Widzowie pokochali ją po roli w filmie "Motyle". Co dziś robi Bożena Fedorczyk? Fot. INPLUS/East News Agnieszka Robótka-Michalska: jak dziś wygląda jej życie? W tym samym roku, w którym zrezygnowała z roli, emigrowała do Anglii. Ten wyjazd pomógł jej uniknąć zamieszania wokół jej nazwiska, które rozpętało się po zniknięciu jej postaci z tak popularnego serialu. Będąc na obczyźnie, kontynuowała swoją aktorską przygodę, grając w angielskich i francuskich filmach. Bardzo dobrze znała języki, więc sprostała temu zadaniu z łatwością. Po dwóch latach zdecydowała się jednak powrócić do Polski. W kraju jednak wszyscy zdążyli zapomnieć o popularnej niegdyś Agnieszce Robótce. Aktorka pojawiła się jeszcze kilka razy w znanych produkcjach tj. "Czterdziestolatek. 20 lat później", "Klan", "Na dobre i na złe", "Rodzina zastępcza" czy "Pensjonat pod Różą", jednak były to role epizodyczne. Już nigdy nie powtórzyła swojego aktorskiego sukcesu z lat 80. Sama również nie zamierzała walczyć o większe role. "Proponują mi najgorszy chłam, dlatego zawsze grzecznie odmawiam", tłumaczyła swoją decyzję aktorka (cytat za Ostatni raz mogliśmy oglądać ją w spektaklu telewizyjnym "Operacja Reszka" w 2009 roku. Zobacz także: Zagrała Anię w "Daleko od szosy" i zniknęła z show-biznesu. Co dziś robi Irena Szewczyk? Życie prywatne Agnieszki Robótka-Michalskiej Życie prywatne aktorki potoczyło się bardzo szczęśliwie. Agnieszka Robótka-Michalska poślubiła prawnika i urodziła dwóch synów, dziś 31-letniego Antoniego i 21-letniego Jana. Wraz z mężem mieszkają w domu pod Warszawą, a kiedy tylko mają możliwości, dużo podróżują. "Po prostu żyję! - wyznała dla "Świata seriali". - "Bardzo zależy mi na życiu, i to na przyjemnym życiu!". Dziś była aktorka nie ma już nic wspólnego z branżą filmową, udziela się za to w sprawach politycznych. Do 2016 roku była aktywną działaczką w szeregach Komitetu Obrony Demokracji. Agnieszka Michalska-Robótka, 2006 r. Fot. Palicki/AKPA "Może faktycznie byłam aktorką niepokorną? Marzyło mi się coś więcej. Chciałam grać ambitne role. Gdy jest się młodym, inaczej podejmuje się decyzje" - padło z jej ust w wywiadzie dla "Tele Tygodnia". Czy żałuje swojej decyzji o odejściu z serialu? W rozmowie w "Dzień Dobry TVN" zapewniła, że nie. "Tak musiało być. Wyjechałam, robiłam inne rzeczy, rozwijałam się. Traktuje to jako fajną przygodę, jako epizod w moim życiu. I koniec. Fajnie było, ale się skończyło". Agnieszka Michalska-Robótka, 2012 r. Fot. Krzysztof Kuczyk / Forum Źródła: YT Paula Rodak

piosenka z serialu w labiryncie